Test ścisk narożny Stanley

Przy ostatniej realizacji meblowej znowu wziąłem do ręki ścisk do łączenia elementów pod kątem prostym.
Nie wiem do czego miał w założeniu służyć, ja używam go do łączenia płyt podczas wiercenia pod konfirmaty. Podejrzewam że ścisk służy do łączenia elementów drobniejszych niż moje szafki.



Teoretycznie praca z tym ściskiem powinna wyglądać tak:
1. przypasuj elementy
2. załóż ścisk i delikatnie ściśnij
3. ustaw dokładnie elementy i skręć rączką tyle ile musisz, gotowe.

Prawda jest taka że tylko punkt 1 uda się zrealizować bez problemu.
Cała praca z tym urządzeniem to nieustające poprawianie, luzowanie, dociskanie, dokręcanie, naciskanie itp.
Ścisk podczas dociskania obraca się wokół śruby i przestawia się.
Przestawia elementy względem siebie nawet o 0,5mm
Przy ściskaniu "prawym" jest ok, przy ściskaniu "lewym" odsuwa formatki od siebie o ok 1 mm.
Plusem jest to że jeśli już uda się wam ustawić elementy i unieruchomić je, to ścisk trzyma naprawdę mocno.
Również poprawki są łatwe, lekko luzujemy śrubę i przesuwamy elementy, potem dokręcamy.....arghh...@@1@@!!!%66hgr, jeszcze raz i jeszcze jeden......
Aha, jest nieprzydatny przy połączeniach w kształcie litery T (np. przegroda z wieńcem). Konstrukcja ścisku zasłania krawędź płyty z zaznaczonym środkiem. Chyba że zrobicie dystans (opór) i to będzie wasz wymiar mocowania przegrody.



Podsumowanie?
Ścisk ściska i tyle. Według mnie powinien kosztować maksymalnie 20-25 zł a nie prawie 50.
Pomimo wielu nerwów, używam go ciągle, zwłaszcza do dużych elementów. Mam nadzieję że kiedyś znajdę dla niego odpowiednie zastosowanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz